Usługa języka migowego
A A A

Sylwester Piędziejewski PORTRET ARTYSTY

23 października, środa, 19.00 (premiera również w Galerii Test! Po filmie spotkanie z Artystą)

Więcej już 23 października!
 

Sylwester Piędziejewski w przestrzeni Galerii Test (wystawa „Rytmy przemijania” (9.10-8.11.2024), fot. Mira Jankowska

 

Sylwester Piędziejewski w przestrzeni Galerii Test (wystawa „Rytmy przemijania” (9.10-8.11.2024), fot. Mira Jankowska

Weronika Zasada-Stańska: Jaki był pierwszy impuls w Pana życiu, który sprawił, że zaczął Pan zajmować się sztuką? Mam na myśli pierwsze wydarzenia, przyczynę zauroczenia sztukami pięknymi.

Sylwester Piędziejewski: Urodziłem się w Gostyninie, zaś moja miejscowość rodzinna to Suserz, dziś diecezja łowicka i tam, już w bardzo młodym wieku, zafascynowałem się kościelnymi malowidłami. Zresztą po otrzymaniu dyplomu w 1994 roku wróciłem w rodzinne strony, aby spłacić swoisty dług wdzięczności, i pracowałem nad renowacją i konserwacją polichromii w kościele parafialnym. Ale moją motywację do tworzenia, malowania rozwinęła nauczycielka plastyki. To było w Szkole Podstawowej w Słupie (powiat gostyniński), mieszczącej się wtedy w dworku, w którym urodziła się Maria Kownacka. Wspomniana nauczycielka, pani Irena Lis-Roztropowicz, poprosiła mnie kiedyś, abym narysował drzewo. I ja narysowałem. Po obejrzeniu szkicu zostałem poproszony o narysowanie z pamięci człowieka. Narysowałem. Pani Roztropowicz obejrzała z uwagą moje prace, pokiwała z westchnieniem ulgi głową i oświadczyła: Będą z ciebie ludzie.

Weronika Zasada-Stańska: Czyli można powiedzieć, że miejsce związane z sacrum stanowiło pierwszą świątynię sztuki, swoistą galerię sztuki?

Sylwester Piędziejewski: Tak. Może to właśnie dzięki natchnieniu czerpanemu z regularnej obserwacji suserskiej polichromii zostałem malarzem..? I choć w domu nie było dzieł sztuki, to sam od dziecka czułem, że lubię malować, rysować i chciałbym w tym być dobry, mieć warsztat. Chciałem wzruszać innych za pomocą sztuki. Ważne dla mnie było też uznanie kolegów, nauczycieli, bo to dodawało mi skrzydeł, zachęcało do pracy i pokazywało mi, że warto robić coś, w czym jest się dobrym i dzięki czemu zyskuje się uznanie innych.

 

Sylwester Piędziejewski w swojej pracowni

Weronika Zasada-Stańska: Jaka jest główna idea Pana sztuki? Jakie są inspiracje?

Sylwester Piędziejewski: Powiedziałbym: brak idei. Wystarcza mi sama przyjemność malowania. To rodzaj otwartej przygody. Ważne jest nastawienie na chłonięcie czegoś nowego. Dlatego czerpię z przeżyć, emocji, doświadczeń i pragnień. Często czuję się tak, jakbym dążył do jakiegoś ideału, wymarzonego, oryginalnego własnego znaku malarskiego. To rzeczywiście jest moim marzeniem: wypracować lub odkryć swój niepowtarzalny styl, gest, malarski przekaz – rozpoznawalny i koherentny z tym, kim jestem, co czuję. Cały czas poszukuję jednostkowego znaku, artystycznej formy dla siebie jako artysty, własnej przestrzeni w bogactwie możliwości kryjących się w przekazie malarskim. Malarstwo cały czas mnie zaskakuje, nigdy nie czuję się znudzony, biorąc pędzel i farby – zawsze w końcu odkrywam coś nowego w języku sztuki i jestem pod wrażeniem działania wizualnego danych elementów obrazu. Dlatego też nie umiem stać w miejscu, muszę poszukiwać, odkrywać, doświadczać. Pragnienie znalezienia niepodrabialnego, niepowtarzalnego znaku plastycznego i mój niepokój twórczy, pchający mnie wciąż dalej, ku nieznanemu novum – to dwie, trochę sprzeczne, siły, którym ulegam. Stąd moje malarstwo jest różnorodne. Przez to też mam wątpliwości, czy jest rozpoznawalne jako właśnie moje, osobiste i jednostkowe. Na pewno jednak poszukiwanie utopijnego znaku na kształt szukania Graala jest rozwijające i ze względu na samą ideę porządkuje mój proces twórczy i jego efekty.

 

Sylwester Piędziejewski. Prace przy rekonstrukcji polichromii w Brochowie, w miejscu chrztu Fryderyka Chopina, 2009

Weronika Zasada-Stańska: Zajmuje się Pan malarstwem sztalugowym (głównie w technice akrylowej), akwarelą, rysunkiem, a także malarstwem ściennym, w zakres którego wchodzą fresk mokry i suchy, mozaika, sgraffito, a także rekonstrukcje polichromii. Dlaczego akurat tymi dziedzinami sztuki się Pan zajmuje? I czy któraś z wymienionych gałęzi pracy artystycznej jest dla Pana wyjątkowa?

Sylwester Piędziejewski: Malarstwo ścienne było zawsze moim nadrzędnym celem. To dziedzina sztuki, która od razu zwraca uwagę swą monumentalnością oraz wywołuje silne odczucia estetyczne i niesie z sobą metafizyczną aurę. Tymczasem malarstwo sztalugowe to aktywność dla outsidera, jest bardziej indywidualne, emocjonalne i kameralne. Poza tym każdy, niemal z doskoku, może malować. Malarstwo sztalugowe to rodzaj podejmowania wysiłku twórczego z nadzieją, że znajdzie się swój indywidualny „znak”, będący jedynym w swoim rodzaju, właściwym konkretnemu artyście, niepowtarzalnym wyróżnikiem. Natomiast malarstwo ścienne to, w moim odczuciu, trwałe zapisanie się w historii, pozostawienie po sobie śladu, który szybko nie zginie, taką mam nadzieję. Dodam też, że wszystkie formy wypowiedzi na ścianie, płótnie i papierze są dla mnie równoważne i tworzą jeden, choć niejednorodny, obraz mojej drogi malarskiej. Postrzegam ją jako nieustające nawarstwianie się moich malarskich poszukiwań i technologicznych rozwiązań – podczas których nastawiam się na zaskoczenie i odkrycia nowych form i relacji barwnych.

Weronika Zasada-Stańska: Jak przebiega proces twórczy? Od czego zaczyna się proces tworzenia dzieła sztuki w Pana przypadku?

Sylwester Piędziejewski: Mój sposób malowania może się kojarzyć z improwizacjami jazzmana. Do wielu tematów, motywów, symboli wracam wielokrotnie, by wyrazić je w nowych odsłonach. Często podchodzę do jednego płótna wiele razy. Mam też zwyczaj przemalowywać swoje obrazy. Nie zawsze wiem, kiedy jest koniec pracy nad obrazem. Niekiedy też proces twórczy zaczyna się od inspiracji muzyką. Choć dodam, że nigdy nie maluję przy muzyce. Raczej słucham muzyki i wyobrażam sobie, jakbym ją namalował. Mam też napędzającą proces twórczy potrzebę, by malarstwo, którym się zajmuję, było moje – to jest to ryzyko, które niezmiennie podejmuję. Chcę zawsze móc powiedzieć sobie, że – choć być może nie znajdę ostatecznie zadowalającego efektu – to przynajmniej próbowałem. Jednocześnie wierzę, że to ryzyko jeszcze mnie zaskoczy. Jest we mnie ogromna satysfakcja, gdy obraz uda się – bo dobrego obrazu nie da się powtórzyć.

Jeśli chodzi o malarstwo ścienne, to proces twórczy często wynika z pewnej misji odrestaurowywania. I taki proces twórczy ma związek z trudnymi do wysłowienia wyzwaniami fizycznymi, technicznymi, takimi jak zimno w budynkach i kościołach, malowanie na wysokościach, w niewygodnych pozycjach, pędzlem przyczepionym do długiego kija i tak dalej. Malarstwo ścienne trzeba bardzo lubić, żeby się nim długofalowo zajmować. I oprócz pasji niezbędne jest motywujące poczucie misji opartej na przekonaniu, że robi się to dla przyszłych pokoleń – jest to rodzaj służby dla innych.

 

Sylwester Piędziejewski. Prace przy rekonstrukcji polichromii w Brochowie, w miejscu chrztu Fryderyka Chopina, 2009

Weronika Zasada-Stańska: Filozofia miejsca i czasu, w którym Pan tworzy?

Sylwester Piędziejewski: Bliska jest mi maksyma Cybisa: Malarstwo rodzi się z malarstwa. Często powtarzam, że mnie niewiele potrzeba do szczęścia i do malowania – wystarczy kawałek kartki czy innego, dowolnego podłoża, jakieś medium malarskie i mogę tworzyć. Jestem wtedy zadowolony.

Weronika Zasada-Stańska: Co dla Pana znaczy i jak przebiega zwykły dzień w Pana życiu?

Sylwester Piędziejewski: O, różnie. Ale na pewno intensywnie. Jestem bardzo zabiegany. Pracuję na uczelni, wykonuję zespołowo polichromie, maluję w swojej pracowni na Majdanie, organizuję plenery i warsztaty, doszkalam się. Najbardziej czasochłonne i wymagające najwięcej zaangażowania są realizacje ścienne. Oznaczają ciągłe wyjazdy, życie w biegu, w drodze.

Weronika Zasada-Stańska: Jacy artyści najbardziej wpłynęli na Pana życie twórcze?

Sylwester Piędziejewski: O, jest bardzo wielu takich twórców. Z czasów szkolnych pamiętam, że wielkie wrażenie robiły na mnie reprodukcje prac Vincenta van Gogha, na przykład obrazy przedstawiające łodzie rybackie na plaży. Bardzo cenię takich artystów jak abstrakcjonista Nicolas de Staël oraz realista David Hockney. Na pewno duży wpływ na mnie miała twórczość i postawa takich artystów i pedagogów jak Edward Tarkowski, Rajmund Ziemski i Czesław Radzki.

Weronika Zasada-Stańska: Jaką rolę, Pana zdaniem, pełni w sztuce aspekt edukacyjny?
Jakie miejsce zajmuje w Pana twórczości?

Sylwester Piędziejewski: Na pewno jest bardzo ważny. Na uczelni ze studentami spędzam dużą część życia. Inspiruje mnie różnorodność ich poszukiwań i uczę się otwartości na różne spojrzenia na sztukę.  Zaletą i misją uczelni artystycznych jest to, że każdy jest i ma być traktowany indywidualnie. Relacja pomiędzy nauczycielem-mistrzem a uczniem musi być wyważona i delikatna. Prowadzenie studenta na kierunku czysto malarskim to w dzisiejszych czasach duża odpowiedzialność. Dzisiaj, aby w dobie komputerów mówić, że tradycyjne malarstwo ma przyszłość, to trzeba w to wierzyć i ja te wiarę w sobie mam. Ale myślę też, że młodym ludziom, którzy naprawdę coś chcą w życiu osiągnąć i których coś szczerze interesuje, trzeba zapewniać nie tylko merytoryczne wsparcie, ale też gorące zachęty –  trzeba kibicować im nawet wtedy, gdy skończą studia.

Akurat pracownia malarstwa ściennego – jako pracownia specjalizacji dodatkowej – ma za główny cel nauczyć konkretnej umiejętności malowania. Natomiast nietuzinkowości projektowych rozwiązań studenci uczą się w pracowniach mistrzowskich. Projekty, które studenci przynoszą w celu zrealizowania ich „na ścianie”, oceniamy ze względu na ich przydatność w rozwoju studenta przy wykonywaniu technikami ściennymi – chodzi o to, aby student nauczył się jak najwięcej o technice i technologii  malarstwa ściennego. Projekt „na ścianę” musi stawiać wyzwania i mobilizować do ciekawych rozwiązań formalnych w technice ściennej. Potem często jest tak, że to, czego nauczyli się studenci w tej technice, staje się immanentną częścią ich malarstwa sztalugowego lub działań rysunkowych. To bardzo mnie cieszy, jest satysfakcjonujące i pokazuje, jak wciągającym, niezwykłym procesem jest edukacja artystyczna zarówno dla studenta, jak i dla mnie jako prowadzącego. To bardzo intrygujące też dla mnie jako artysty obserwować, jak czyjeś, często mocno się uwidaczniające, upodobania formalne zyskują nowy wyraz dzięki zastosowaniu ich w odmiennej od malarstwa sztalugowego technice fresku, sgraffita czy mozaiki.

Sylwester Piędziejewski, „Szydłów”, 50 x 70, akryl, karton, 2024

 

Sylwester Piędziejewski, „Szydłów”, 70 x 50, akryl, karton, 2024

 

Weronika Zasada-Stańska: Gdybym nie był artystą, to …?

Sylwester Piędziejewski: …nie mam pojęcia. Nie wyobrażam sobie innej drogi. Co prawda, ukończyłem technikum budowlane (dziś zespół szkół zwany Gostynińskim Centrum  Edukacyjnym), które  – z perspektywy warstwy technologicznej i konieczności dość ciężkiej pracy fizycznej – było przedsmakiem tego, z czym wiąże się malarstwo ścienne, którym się obecnie zajmuję. Ale mimo tego nie wyobrażam sobie, abym miał zawodowo zajmować się konstrukcjami stalowymi w budownictwie (śmiech). Moim powołaniem jest sztuka. I upewniłem się o tym w zaskakujący sposób – zapisałem się kiedyś do… amatorskiego zespołu muzycznego! Oczywiście nie jest mi przeznaczone zajmować się muzyką, to bardziej domena mojej żony, Dorotki Lachowicz, solistki Polskiej Opery Królewskiej. Dodam, że kocham muzykę i lubię się nią inspirować. A poprzez udział w aktywnościach wspomnianego zespołu zyskałem niepodważalną pewność, że pisane jest mi być artystą i że moim przeznaczeniem jest sztuka. Nawet wtedy, gdy trafiłem do wojska w latach 1987 i 1988, amatorskie malowanie pomagało mi przejść przez każdy dzień. A potem podczas studiów na ASP utwierdziłem się, że zawodowo niczego, poza rozwojem artystycznym, nie potrzebuję i że wyćwiczone oko malarza i profesjonalny warsztat wystarczają, aby widzieć to, co zewnętrzne, a także wnętrze, genius loci, duszę przestrzeni, desygnatu. Na wszystko mam więc artystyczny ogląd i myślę, że nigdzie poza malarstwem nie realizowałbym się w pełni. Jestem malarzem do szpiku kości.   

 

Sylwester Piędziejewski, „Pejzaż jerozolimski”, 70 x 100, fresk mokry, 2017

 

Sylwester Piędziejewski, „Pejzaż jerozolimski”, 70 x 100, fresk mokry, 2017

 

Sylwester Piędziejewski, „Pejzaż jerozolimski”, 70 x 100, fresk mokry, 2017

 

Sylwester Piędziejewski, „Wędrowcy”, 100 x 100, sgraffito, 2017

Weronika Zasada-Stańska: Portret Artysty – nasz projekt online – powstał w czasach pandemii w odpowiedzi na fakt przeniesienia wielu działań do wirtualnej rzeczywistości. Czy ta sytuacja wpłynęła wtedy na Pana twórczość? Jeśli tak, to w jaki sposób? Może pojawiły się jakieś całkiem nowe pomysły?

Sylwester Piędziejewski: Wiadomo, że podczas pandemii nie mogłem korzystać z tego, co bardzo lubię, a mam na myśli wyjazdy w plener, zarówno w Polskę, jak i za granicę. Byłem cztery razy w Jerozolimie, byłem na plenerach także we Włoszech i w Grecji. Pandemia uniemożliwiła doświadczać pejzażu w przestrzeni rzeczywistej. Jednak czasy pandemii nie były okresem spowolnienia pracy twórczej, o nie. Nawet z perspektywy pierwiastka edukacyjnego. Pamiętam, że dużą sensacją i miłym zaskoczeniem, było dla słuchaczy Akademii Otwartej to, że malowałem dla nich przed kamerką (zajęcia podczas kursu Akademia Otwarta – dorośli dla sztuki prowadzą pedagodzy ASP w Warszawie w pracowniach Uczelni – przyp. red.). Nie byłem w stanie usiedzieć tylko przy mailach lub przed ekranem monitora – musiałem zadziałać empirycznie, praktycznie i robiłem pokazy malowania. Mam nadzieję, że studenci skorzystali z tego (uśmiech).

 

Sylwester Piędziejewski (ur. w 1966 r.) W latach 1989-1994 studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na Wydziale Malarstwa w Pracowni prof. Rajmunda Ziemskiego. Aneks do dyplomu z malarstwa ściennego wykonał w pracowni prof. Edwarda Tarkowskiego. W 1994 roku otrzymał dyplom z wyróżnieniem. W 1997 roku rozpoczął pracę na stanowisku asystenta w Pracowni Technologii i Technik Malarstwa Ściennego. Obecnie, jako już dr hab. i profesor uczelni,  prowadzi wspomnianą pracownię. Pełnił również rolę Kierownika Katedry Problemów Plastycznych i zajmował się pracami badawczymi dotyczącymi przenośnych podobrazi glino-krzemianowych. Autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych w Polsce i uczestnik wielu wystaw zbiorowych oraz autor kilkudziesięciu realizacji malarstwa ściennego oraz rekonstrukcji polichromii w Polsce, w Rosji, Syrii, USA i we Włoszech.

Sylwester Piędziejewski, fragmenty prac w technice akryl na płótnie: „Lato”, „Przenikania”, „Lato”, „Ściana fioletowa”

Sylwester Piędziejewski, fragmenty prac w technice akryl na płótnie: „Ściana fioletowa”, „Wiosna”, „Światła”, „Lato”

Sylwester Piędziejewski, „Lato”, fragment pracy w technice akryl na płótnie,180 x 200 cm, 2023

 
 
 
do góry